20 stycznia 2009

Dlaczego "Wolverine" będzie Rządził (aka *mrrr*)

Logan: [is shown his dog tags] I want new ones.
William Stryker: And what do you want them to say?
Logan: Wolverine.




Wprawdzie ślinić się nie przestałam, ale czas coś napisać...

Na początek - dla odświeżenia pamięci - oglądamy TRAILER "WOLVERINE'A". A potem wracamy do lektury:

Dlaczego Wolverine będzie Rządził?




  • Hugh Jackman aka Wolverine - nie dość, że sam aktor dobrany jest do tej roli wyjątkowo trafnie (co widać było doskonale w poprzednich filmach z serii X-men), to jeszcze filmowcy potrafią wykorzystać potencjał charakteru Logana całkiem nieźle. Jest to jedna z najciekawszych postaci Uniwersum Marvela i zdecydowanie zasługuje na odrębny film. Bardzo cieszy też fakt, że scenarzyści nie zapomnieli o kultowym "Wolverine: Origin" i - zgodnie z tym, co pokazują trailery - powinniśmy mieć w filmie do czynienia z wieloma "smaczkami" z przeszłości tej postaci. Marzy mi się Japonia (i Yuriko), ale wirtualne ptaszki nieoficjalnie ćwierkają, że tym ma się jakoby zając nieco szerzej planowany sequel filmu (? - !). Poki co - czekam na ujrzenie XIX-w. siedziby rodu Howlettów włącznie z młodym paniczem Jamesem.


  • WEAPON X - nareszcie będzie okazja zobaczyć tą, pardon my french, badassową ekipę w akcji, trochę więcej Deadpoola (jupi!) i oczywiście Sabretootha (strasznie w poprzednich filmach brakowało tła konfliktu Wolviak vs. Sabre). Cały (?) zespół Weapon X, jego stworzenie - kolejny ukłon w stronę czytelników komiksów. Tego brakowało mimo wszystko w filmowej trylogii X-men - nieco więcej odniesień do "słowa rysowanego".


  • Gambit - Kogo, jak kogo, ale tego pana brakowało w filmach z tej bajki. Miał się pojawić na kilka sekund w X-men 2, miał mieć kilka minut w "X3: The Last Stand" - niestety sceny z nim brutalnie z filmu wycięto w postprodukcji. Czemu? Tego chyba nawet sam Stan Lee nie wie. W każdym razie osobiście zacieram łakpi w oczekiwaniu na to, jak niezbyt znany w Polsce aktor poradzi sobie z odtworzeniem roli cajuńskiego karciarza. Oby tym razem pojawił się na ekranie na więcej, niż tylko kilka minut...

  • Harry Gregson-Williams - czyli rarytasik (oby!) dla audiofilów. Zazwyczaj muzyka filmowa tego kompozytora przypadała mi do gustu (tak było w przypadku obu dotychczasowych "Narnii", które w sferze dźwiękowej nieźle się obroniły). Wystarczy sobie przypomnieć chociażby "Królestwo niebieskie", albo fakt, że maczał palce w muzyce do "Armegeddonu", czy "Twierdzy" (z Hansem Zimmerem). Ciekawa jestem, jak się to wkomponuje w całokształt - dotychczas w trailerach słychać było jedynie zapożyczone "300" Tylera Batesa (trailer z Comic Conu) i mniej znanego Johna Murphy'ego.


  • Hollywood - no dobrze, to może nie zawsze najlepszy powód - czasami bywa wręcz mieczem obosiecznym. Ale, co by nie powiedzieć, hollywoodzkość filmu gwarantuje pewien popkulturowy poziom efektów specjalnych, popisów kaskaderskich i... spektakularne wybuchy. Żadnych rysowanek, tudzież gumowych czy plastikowych modeli potworów (w tym miejsu brak pozdrowień dla ekipy technicznej filmu "Wiedźmin", brr). Nie wiem jak Wy, ale ja wobec powyższego duchowo nastawiam się na kawałek porządnej filmowej roboty z wartką akcją. Wzdycham do Muzy nr X przy tym o jak najmniejszy możliwy odsetek momentów obrażających inteligencję widza...


14 stycznia 2009

Henri Cartier - Bresson, ojciec fotoreportażu

"Nie znoszę aranżowania wydarzeń. Nie znoszę reżyserowania. To okropne... Nie wolno fałszować rzeczywistości. Kocham prawdę i tylko prawdę pokazuję..." - Henri Cartier-Bresson



Za kilka miesięcy minie 5 lat od jego śmierci. Żywo zainteresowany malarstwem (które studiował w Cambridge), ale i ruchomym obrazem, filmem. Nazywany jednym z największych fotografów XX wieku (tudzież - przez odważniejszych - fotografem stulecia). Bystry obserwator, ojciec zasady "decydującego momentu" (le moment decisif / the decisive moment) - uchwycenia na celuloidzie kwintesencji wydarzenia, najsilniejszych emocji i wagi momentu. Właśnie pod tytułem "The Decisive Moment" do Luwru trafiła wystawa jego prac - była to pierwsza wystawa fotograficzna tam wystawiona (1958 rok). Właśnie od jego zdjęć i metod zaczyna się historia współczesnego fotoreportażu - pierwsze zdjęcia zaczął robić swoją kultową już Leicą ze standardową ogniskową 50mm. Uwiecznił wiele istotnych momentów w historii XX wieku - m.in. wyzwolenie Paryża w 1945 r., śmierć Ghandiego, wojnę domową w Chinach w 1949 r. Zjeździł cały świat, znajdując się w centrum wydarzeń - często celowo, kiedy indziej - przypadkiem, a jego czarno-białe zdjęcia trafiły do wszystkich największych czasopism i dzienników.



Wg Cartiera-Bressona w fotografii najistotniejszą kwestią jest kompozycja przestrzenna, podobnie jak w architekturze. Kompozycja jest już zawarta w otoczeniu, fotograf musi ją jedynie wydobyć, poczuć i... nacisnąć spust migawki w owym szczególnym, decydującym momencie. Podkreślał to dodatkowo uważając kwestię techniki za sprawę niemal bez znaczenia - większość zdjęć robił zwykłym aparatem, wyników swej pracy nigdy nie retuszował.




Niezwykła ostrość pewnych elementów walczy z czymś zgoła niewyraźnym - wrażeniem ruchu, czasem. Tego cyklisty już nie dogonimy. Przedstawiał świat, jakim jest - bez zbędnych upiększeń czy stylizacji, każda osoba, choćby sławnego nazwiska, stawała się na jego zdjęciach sobą, zwykłym człowiekiem idącym przez swe życie dzień po dniu, doświadczającym je jak inni. Czyż to nie odświeżające (choć mające wiele dziesiątek lat) podejście w epoce wszechobecnego plastiku, retuszu i sztucznych photoshopowych ideałów?



Czy to Szalony Gołębiarz? Ależ skąd - to przecież Henri Matisse.


"W fotografii zasadniczą rolę odgrywa intuicja. Nie potrzeba wiedzieć, dlaczego właśnie wtedy naciska się spust migawki, ale trzeba to zrobić w takiej chwili, która stanowi o wyniku. A na ten wynik składa się zarówno wydarzenie i rozpoznanie w ułamku sekundy jego znaczenia, jak i równoczesna właściwa organizacja formy wizualnej. Fotografia dla mnie to rytm płaszczyzn, linii i walorów. Fotografia jest nowym rodzajem plastyki, funkcją chwilowych linii. A kompozycja powinna być stałym zajęciem fotografa. W momencie decydującym zaś powinna być intuicyjna."



Perfekcyjne wyczucie chwili - ułamek sekundy przed tym,
jak obcas buta dotknie tafli wody...




Nie można nie zwrócić uwagi na nieco przewrotną geometrię i prostą symbolikę przemijania, zmiany pokoleń.


Do obiektu trzeba się podkraść na palcach, nawet w przypadku martwej natury. Trzeba włożyć aksamitne rękawiczki i być czujnym. Bez popychania się i tłoczenia...



"Dessau, Niemcy, 1945. W obozie repatriacyjnym odkryto właśnie informatorkę Gestapo udającą uchodźczynię. Zostaje wydana przez jedną z mieszkanek obozu - jej twarz rozświetla ostre, mocne światło nienawiści."



Azali to Salvador Dali? (Rzymski Amfiteart, Walencja, 1933)



Podczas znacznego spadku wartości banknotów, Kuomintang wydało decyzję o rozdaniu po 40 gram złota każdej osobie. Tysiące stały w kolejkach podczas tej gorączki złota, zachowywano tylko pozory porządku. Dziesięć osób stratowano na śmierć.
(Szanghaj, Chiny, 1948-49)



Zwykli ludzie, codzienne wydarzenia. Nawet sprzedawca owoców może zaznać odrobiny spokoju w "szemranej" dzielnicy Barcelony - Barrio Chino (1932).


Z okazji 39. urodzin maharadży Barody biednym rozdawano cukrowe kule.
(Gudżarat, 1948)




Niedziela nad brzegiem rzeki Marny (Francja, 1938)



Dzień z życia trzech kobiet.(Alicante, Hiszpania, 1932)



Kompozycja aż prosi się o namalowanie obrazu.


Mur Berliński w 1963 roku. Wręcz książkowa, malarska perspektywa.