21 grudnia 2010

Zima i Kokosowe Kulki Czekoladowe (UWAGA! danie niepoprawne politycznie!)


Fakt ten znany jest od wieków - rdzenna ludność Skandynawii cierpi na niedosyt słońca i ciepła, przez to w zimie (trwającej na północy od września do maja - jeśli akurat przypada "cieplejszy" rok;)) muszą się jakoś pocieszać. Sprytni Wikingowie (oprócz obowiązkowych wyjazdów do Tajlandii) postawili na słodkie rozkosze podniebienia - co widać w prawie każdym sklepie, gdzie w obowiązkowo istniejącym dziale o nazwie "Godis"  znajdziemy 300 ton dowolnych cukierków, słodyczy, przekąsek, kandyzowanych owoców, tudzież innych dżdżownic z gumy o smaku truskawkowym.



20 grudnia 2010

Humor dla poliglotów



Jeśli ktoś pamięta jeszcze mój wpis o wojnie na kartki w pralni, na pewno uraduje się nową próbką lokalnej szwedzkiej twórczości - tym razem z podziemnego parkingu.


7 października 2010

Najgłębszy na świecie kosz na śmieci

Tabliczki z napisem "NIE ŚMIECIĆ" są passe.
Co się stanie, kiedy zaprzęgniemy socjotechnikę do pracy przy sprzątaniu parku? Do niedawna nikt tego nie wiedział, ale pomysłowi Szwedzi spróbowali sprostać wyzwaniu, jakim była próba posprzątania parku bez zatrudniania dodatkowych pracowników.





6 października 2010

A tymczasem w Krakowie - o tempora, o mores!

Rok 2010 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.

17 sierpnia 2010

Minimalistyczne plakaty filmowe

Wprawdzie mówi się, że polska szkoła plakatu wniosła wiele do kultury światowej (podobnie zresztą jak szkocka kultura wniosła do niej dudy oraz aż dwie melodie na rzeczony tzw. instrument), ale to nie polscy graficy stworzyli najbardziej minimalistyczne na świecie plakaty filmowe. Poniżej - kilka ciekawych (i gdzieniegdzie wesołych) przykładów na to, jak można połączyć prostotę godną zen z hollywoodzkim kiczem, a niektóre symbole popkulturowe z kolejnymi wersjami amerykańskich hitów filmowych. Autor wspaniale bawi się formami geometrycznymi, kolorem i kształtem, stwarzając też swego rodzaju rozrywkę dla odbiorcy. Można zgadywać tytuły - nie każdą zagadkę da się od razu rozszyfrować bez znajomości filmu.


21 czerwca 2010

Krrwiożerrczy Wikingowie z... pralni


Pewien znajomy rzekł do mnie kiedyś: "Szwedzi to bardzo mili, wyluzowani i grzeczni ludzie. Gdzie się podziały ich krwiożercze geny z dawnej przeszłości?" Jakiś czas temu osiągnęłam satori w powyższej kwestii i mogę odpowiedzieć na to - jakże istotne dla przyszłości gatunku ludzkiego - pytanie: w pralni.






20 maja 2010

Sałatka z kurczaka z chebkiem pita, czyli co jedzą Wikingowie

Drogi Pamiętnisiu, dzisiaj nie napiszemy o tym, dlaczego Szwedom smakuje kuchnia bliskowschodnia (na prawie każdym rogu wszak można zaobserwować kultowe budki z falafelami).
Napiszemy dzisiaj natomiast o tym, jak pysznie przyrządzić kurczaka i skorzystać z dobrodziejstw istnienia chlebka pita.


11 maja 2010

Włochaci superbohaterowie, czyli co by było, gdyby Batman zapuścił brodę...

Wyobraźmy sobie taką scenę... Batman wstaje szarym świtem, zmęczony długa nocą wypełnioną walką z przestępcami i zUem wszelakim. Bruce Wayne idzie dzielnie do łazienki, spogląda na swoje odbicie w lustrze (a wygląda nietęgo - jak wymięta stówka, ta czerwona, z Waryńskim, pamiętacie?). Wzdycha i przesuwa dłonią po swej dolnej szczęce szarzejącej już od pojawiającego się na niej zarostu. Bruce przypomina sobie w tej chwili o prawdziwych, polskich korzeniach swojej rodziny (Dziadzio Wayne przybył do Nowego Świata w roku 1897, a nazywał się naprawdę Grzegorz Wajnowski). O, tak. Polska, kraj dzięcieliny pały i mazurków Chopina. Pachnąca świeżo upieczonym chlebem, wiejską kiełbasą i asfaltem świeżo wylanym na legendarne dziurawe drogi... Klekoczące bociany, słońce nad złocistym, falującym łanem zboża...

Bruce w życiu tam nie był.
Nie przeszkodziło mu to jednak w przypomnieniu sobie maksymy protoplasty narodu, uchodźcy z rosyjskiego zaboru. Swojskie motto dziadunia brzmiało: "P***lę, nie robię!".
Pan Wayne jeszcze raz zerknął na swoje lustrzane odbicie. "To jest dobry dzień na zastosowanie mądrości Dziadunia George'a", pomyślał. Spojrzał na leżącą na umywalce brzytwę (prawdziwi twardziele golą się tylko przy użyciu brzytwy!) i strącił ją do stojącego nieopodal kosza na śmieci.
Dość tego! Czas na zmianę image!

Carramba, rzekłby Szpieg z Krainy Deszczowców, spoglądając na poniższe wizualizacje zarośniętych superbohaterów.


1 maja 2010

Kosmaty słowniczek szwedzko-polski, part deux

W dzisiejszym odcinku postanowiłam ujawnić całą prawdę o konszachtach Borga ze Szwedzkim kucharzem oraz o tym, co pewnej nocy wyrabiał szwedzki król w odludnej okolicy.

BORG

Coponiektórzy oglądali Star Trek i pamiętają jeszcze siejące grozę statki kosmiczne Borga oraz ich zamiłowanie do asymilacji wszystkiego wokół. Co ciekawe, tą samą cechę odnaleźć można u Wikingów. W końcu - jak inaczej nazwać można historyczne zamiłowanie do gwałcenia, palenia i rabowania wszystkiego, co napotkają na swojej drodze... Właśnie dlatego onegdaj szwedzkie miasta nazywano np. "Helsingborg", "Trelleborg", tudzież "Borgholm" ;)




bork

Miała być mowa o Szwedzkim Kucharzu... Jego kultowe "bork, bork, bork" nie oznacza nic a nic - ani po szwedzku, ani po polsku, niestety. Oczywiście, jest potomkiem krwiożerczych Wikingów, więc zapewne to tajemnicze słowo to ani chybi lżejsza wersja złowrogiego nordyckiego przekleństwa "BORG!" (patrz powyżej).








burk
Jeśli za to ktoś słyszał bardzo podobne słowo "burk" - zapewne w kontekście opakowań produktów spożywczych.
Dla zilustrowania - przykład.
Tak wygląda tradycyjny wikiński napój, zwany z dawna "cola burk":

Wikingowie piją go hektolitrami, oczywiście w formie zmrożonej, nie wstrząśniętej.





ögon
Mądrość ludowa mówi, że każda pliszka swój ogonek chwali, podobnie jak każdy rodowity Szwed ;)
Ponieważ jednak Szwedzi są skromnym narodem, robią to w zaciszu domowym, a dla niepoznaki udają, że gdy mówią "ögon", chodzi im wyłącznie o oczy, a nie żadne tam ogonki. Udaje im się skutecznie zmylić niemal wszystkich obcokrajowców... ale nie Polaków. My się nie damy (nawet temu niewinnemu spojrzeniu szczeniaczka ze zdjęcia obok)! ;)





kurva
Nie jest to wprawdzie nic nowego dla osób zaznajomionych np. z językiem niemieckim, czy włoskim, ale szwedzi też mają w swoim słowniku soczyste słówka. Żeby nie było niedomówień - chodzi o polskie słowo "zakręt" i nic innego. Ulubiony zakręt szwedzki to "Kungens Kurva" pod Sztokholmem i nie chodzi tu wcale o królewską kobietę lekkich obyczajów, a o zamiłowanie króla do wysokich prędkości. W tym właśnie miejscu król Gustaw V docisnął mocniej pedał gazu w swoim nowym sportowym samochodzie i... znalazł się poza kurv..., znaczy, szosą. Kochający poddani wzruszyli się tak bardzo, że nazwali to miejsce stosownie na pamiątkę owego wydarzenia. Nie wiedzieli, że dzięki temu wywołają wiele szerokich uśmiechów na twarzach przejeżdżających tamtędy Polaków...


Ciąg dalszy nastąpi - a w nim m.in. apetyczne szwedzkie ciasta o intrygujących nazwach.

29 marca 2010

Sezon polowań czas rozpocząć!

Osobiście nie przepadam za bieganiem z fuzją dziadunia po lesie i strzelaniem do niewinnych zwierzątek. Tyle się przy tym trzeba napracować... a potem jeszcze znaleźć odpowiednio dużą zamrażarkę, dobry przepis i dobrego taksydermistę, by stworzył nam trofeum!


Teraz jednak ewentualne problemy myśliwych (również tych potencjalnych) odchodzą w zapomnienie. Owa tajemna sztuka wypychania zwierząt (a szczególnie - preparowania ich głów) spotkała się pewnego wieczoru na wielce owocnej randce z popkulturą. Dzięki temu możemy w każdej chwili wzbogacić wnętrze swego mieszkania/domu/biura/remizy (niepotrzebne skreślić) jedyną swego rodzaju dekoracją - ku uciesze (lub przerażeniu) gawiedzi i uwielbieniu kobiet (a owszem, panowie mogą wykorzystać poniższe "trofea" by wywrzeć niezapomniane wrażenie, na wybrance swego serca...).



22 lutego 2010

Cytaty warte przemyślenia


Dziś - coś z zupełnie innej beczki. Garść cytatów z kultowej i mojej ulubionej "Diuny". Do przeczytania, przemyślenia... albo i nie.

Jedni słowa Franka Herberta uważają Prawdę Objawioną Y Absolutną, inni za pseudofilozoficzny bełkot, a jeszcze inni - za celne warsztatowo uwagi nawiązujące miejscami do filozofii Zen, Koranu oraz Biblii.

Interpretację pozostawiam każdemu do indywidualnego rozważenia.


Cytaty pochodzą w większości z wydania z 1985 roku (tłum. M. Marszał) .





18 lutego 2010

Norweska Podwodna Jednostka Specjalna


Norwegia. Kraj, gdzie "lasy wiecznie śpiewają". Niewielu ludzi tam mieszka (zaledwie 1/8 liczby mieszkańców Polski) - może dlatego, że ostatnimi czasy lasy zaczęły rapować. Dzielni Norwegowie jednak wcale się nie nudzą w swej leśno-skalistej ojczyźnie - czego dowodem jest ostatnie niesamowite znalezisko, które możemy obserwować dzięki Google Street View".




 Wystarczy tylko:

  1. Kliknąć o, tutaj.
  2. Przeciągnąć ikonkę żółtego ludzika dokładnie nad balonik z literką "A".
  3. Porozglądać się uważnie po ulicy ;)





    Gdy już to zrobimy - oczom naszym ujawni się jedyny w swym rodzaju widok - są to tajne manewry wykonywane przez członków Norweskiej Podwodnej Jednostki Specjalnej.
    ...

    No, dobra. Tak naprawdę, to tym miłym panom się nudziło, więc postanowili gonić samochód robiący zdjęcia do "Google Street View" ;)

    20 stycznia 2010

    Kosmaty słowniczek, czyli Szwed i Polak - dwa bratanki.

    Ponieważ wciąż panuje moda na naukę języków skandynawskich, postanowiłam przybliżyć Wam znaczenia coponiektórych słów szwedzkich i polskich (a okazjonalnie też angielskich). Jeśli wybieracie się na wycieczkę do Szwecji - gwarantuję, że ta jedyna w swoim rodzaju wiedza pewno się przyda!

    bra

    Znawcy języka angielskiego na pewno pomyśleli sobie o pewnym słowie bardzo frapującym płeć męską (i żeńską też, choć w zgoła innym sensie). Jak wiadomo, mężczyznom chodzi o zawartość, a kobietom - o opakowanie ;)

    W języku szwedzkim słowo to nie ma (niestety) nic wspólnego z damską bielizną - "bra" oznacza po prostu "dobry". Istnieje wszakże wiele sporów na temat tego, jak należy tłumaczyć "jattebra" - "bardzo dobry", czy może z angielskiego "giant bra" (a.k.a. "wielki stanik"). Pozostawiam to jakże istotne zagadnienie do kontemplacji...


    halka

    Wbrew pozorom, szwedzkie świntuszki nie mają wcale na myśli tego, co damy miewają pod sukienkami - o, nie. Szwecja to wszak kraj śniegu, lodu i porywistego wiatru. Gdy Prawdziwy Wiking mówi "halka!", nie ma na myśli opery Moniuszki, nie chce też powiedzieć: "Zzuj, kobieto, swą bieliznę, a chyżo!", lecz "Ale tu dziś ślisko!".




    A oto, jak szwedzcy wieśniacy  mieszkańcy małych miasteczek (z zamiłowaniem do motoryzacji, osobliwie do leciwych amerykańskich samochodów marki chevrolet) radzą sobie z niesprzyjającą zimową aurą:




    smak
    Tu należy sięgnąć do naszej dawnej, acz wspólnej historii. Otóż dawno, dawno temu nasi północni sąsiedzi, jako mieszkańcy surowych ziem, nie mieli u siebie do jedzenia nic zbyt efektownego. Podczas zimy (trwającej przez większą część roku, zanim dochrapali się globalnego ocieplenia) mogli liczyć jedynie na wychudzone krowy, tudzież inną kopyciznę, zatęchłą mąkę i skisłe jagody. Sami przyznacie, że nawet Sułtan Rozkoszy Podniebienia Brillat-Savarin nie umiałby upichcić z takich składników nic smakowitego. Wygłodzeni Szwedzi łakomie więc spoglądali na mlekiem, miodem i zbożem płynące polskie ziemie - nic dziwnego więc, że po pewnym czasie przypomnieli oni sobie o swych wikińskich korzeniach.

    "W zawodzie Wikinga najbardziej cenię sobie gwałcenie i rabowanie"
    - mawiał Leif Erikson

    Wkrótce potem miał miejsce niejaki Potop Szwedzki. Wojska szwedzkie zamiast walczyć, rzuciły się na przepyszne polskie jedzenie - zżerając wszystko w zasięgu wzroku, łącznie z tłustymi świnkami, dorodnymi kurami oraz dachem chlewika. W końcu nie zostało już zbyt wiele do zjedzenia, więc szwedzki król Karol X Gustaw stwierdził, że już się tak nie bawi i wraca do domu, do Szwedzkiego Kucharza, który obiecał mu przyrządzić klopsiki mięsne (köttbullar) w kolorach narodowej flagi. Od tamtych czasów polskie słowo "smak" w języku szwedzkim oznacza dokładnie to samo, co u nas. Wcześniej Szwedzi tego pojęcia nie znali.

    Karol Gustaw nr porządkowy X wraca do domu (kluczowa scena pomiędzy 00:30 a 01:14):



    Szwedzki Kucharz przygotowuje köttbullar dla miłościwego pana:





    I to by było tyle na dziś.
    W następnym odcinku: czym się różni Szwedzki Kucharz od Borga i czy każdy Szwed ma ogon.

    13 stycznia 2010

    Ich wollte so gerne FLEISCH! (aka MJENSOOO!)

    Przez śniegi i mrozy bezkresne dzielnie przedzierali się nieustraszeni podróżnicy w swym powozie jako żywo drakkar z wyglądu przypominającym. Wiatr dął nieubłaganie i ani myślał przestać. Kolejny dzień w drodze wyciskał nieubłagane piętno na dwójce pionierów badających cuda i dziwy tajemniczej krainy zwanej Zachodnią Germanią.



    Automagiczna Busola niezłomnie wskazywała kierunek północny i ani myślała przestać. Zmierzch nadchodził wielkimi krokami, na próżno podróżnicy wzrok wytężali szukając jakichkolwiek oznak istnienia ludzkich siedzib, wszak czas na popas był najwyższy. Doskwierało im zimno, pragnienie (osobliwie marzyli o ciepłym napoju parzonym na bazie liści pochodzących z dalekiego Kitaju), a także zza węgła wyzierał (uśmiechając się coraz bardziej triumfalnie) niejaki Głód.
    - Azali uważasz, że gdzieś w ogóle istnieje jeszcze jakaś cywilizacja, nie przysypana śniegiem, nie skostniała od wszechobecnego mrozu? - zagaił jeden z podróżników, marszcząc brwi.
    - Nie sądzę. Zostaliśmy rzuceni przez los na pastwę nieokiełznanych żywiołów! Widmo śmierci głodowej krąży po okolicy... - zamyślił się posępnie drugi, wciąż rozglądając się wokół i zerkając co jakiś czas w wypłowiały pergamin będący najprawdopodobniej mapą tej dziwacznej okolicy.
    - Słyszałem onegdaj, że pono skórzana tapicerka drakkaru nadaje się do powolnego przeżuwania - z odrobiną keczupu, rzecz jasna.
    - Wspomnij wszak historię podniebnego powozu, który roztrzaskał się w Górach Andyjskich. Pasażerowie musieli nauczyć się pichcić nowe potrawy z ludziny. I to bez przypraw!

    W tym momencie podróżnicy łakomie (acz ukradkowo) otaksowali wzrokiem siebie nawzajem. Każdy z nich w pamięci uporządkował kilka najsmakowitszych przepisów kulinarnych.

    ***
    Robaki. 
    Dla zabicia czasu i choć chwilowego zapomnienia o dręczącym ich głodzie (świąteczna szyneczka pieczona domowym sposobem, indyk z jabłkami, rodzynkami i cynamonem...), podróżnicy rozpamiętywać rozpoczęli igrce i rozrywki z lat dawnych.
    - A pamiętasz Łormsy? I ta bazóka...
    - Najlepsza i tak była atomówka.
    - Ciekawe, jak by taki robaczek smakował upichcony na ruszcie radioaktywnym... - wyrwało się jednemu z podróżników nagle.
    - Mmm...
    WTEM!

    - Azali... skręcamy?


    ***


    Bonn i Bambi.
    Bonn, jakie jest, każdy widzi. Albo wygoogla. Beethoven, teatry, uniwerek, ministerstwa. Le haute lans.
    Nie każdy jednak wie, że pod tą kunsztowną pozłotą kryje się Pradawne Y Omszałe ZUO. Mhrokkk skondensowany.
    Utrudzeni niezmiernie podróżnicy dotarli w środku ciemnej nocy do Domu Niemieckiego, ostatniej przyjaznej ostoi zachodniej cywilizacji po tej stronie Rio Mosel. Mróz ściskał wszystko w swych szponach, włączając w to Magiczny Eliksir z Trawy Bizoniej wieziony do Czcigodnych Przodków jednego z podróżników - na Daleką Północ. Niczym bohaterowie powieści Jacka Londona wystawili warty, posilili się skromnymi resztkami bezmięsnych (!) zapasów (bowiem wszelakie przybytki żywnościowe, ku wielkiemu smutkowi podróżniczych wnętrzności, miały drzwi już od dawna zawarte) i udali się na zasłużony spoczynek. Śnili o mięsie. Nie spodziewali się jeszcze mrożących krew w żyłach wydarzeń, których świadkiem bedą następnego dnia.
    Ranek powitał ich śniegiem skrzącym się wesoło w świetle rozespanego słońca. Wygłodniali rzucili się na Prawdziwe Niemieckie Śniadanie - jajeczniczka, smażone plastry boczusia, świeże bułeczki, aromatyczna herbata i dżem truskawkowy prawdziwie nordyckiej roboty. Bratwurst również się objawił (Sauerkraut miała wychodne).
    - Mjenso jest dobre. - stwierdzili podróżnicy zgodnie.
    Rozkosznie posileni, wyruszyli w dalszą drogę.

    WTEM!



    Ujrzeli wielki szyld z wizerunkiem znanego wszystkim jelonka, a pod spodem napis: "BAMBI Fleisch-Shop". Z wrażenia ich drakkar omal nie wpłynął na mieliznę, a aparat odmówił posłuszeństwa. Dlatego też w ramach etykiety zastępczej - wizerunek podobnego przybytku mięsnego, mieszczącego się w pobliskim Aachen.


    Bambi-Grill. Allah Akbar!
    Nie, nie jedliśmy tam nic. Następne mięso zjedliśmy już w Danii... ale to już zupełnie inna historia ;)


    Zdjęcia:
    moje własne, albo z naszego internetu.