20 stycznia 2010

Kosmaty słowniczek, czyli Szwed i Polak - dwa bratanki.

Ponieważ wciąż panuje moda na naukę języków skandynawskich, postanowiłam przybliżyć Wam znaczenia coponiektórych słów szwedzkich i polskich (a okazjonalnie też angielskich). Jeśli wybieracie się na wycieczkę do Szwecji - gwarantuję, że ta jedyna w swoim rodzaju wiedza pewno się przyda!

bra

Znawcy języka angielskiego na pewno pomyśleli sobie o pewnym słowie bardzo frapującym płeć męską (i żeńską też, choć w zgoła innym sensie). Jak wiadomo, mężczyznom chodzi o zawartość, a kobietom - o opakowanie ;)

W języku szwedzkim słowo to nie ma (niestety) nic wspólnego z damską bielizną - "bra" oznacza po prostu "dobry". Istnieje wszakże wiele sporów na temat tego, jak należy tłumaczyć "jattebra" - "bardzo dobry", czy może z angielskiego "giant bra" (a.k.a. "wielki stanik"). Pozostawiam to jakże istotne zagadnienie do kontemplacji...


halka

Wbrew pozorom, szwedzkie świntuszki nie mają wcale na myśli tego, co damy miewają pod sukienkami - o, nie. Szwecja to wszak kraj śniegu, lodu i porywistego wiatru. Gdy Prawdziwy Wiking mówi "halka!", nie ma na myśli opery Moniuszki, nie chce też powiedzieć: "Zzuj, kobieto, swą bieliznę, a chyżo!", lecz "Ale tu dziś ślisko!".




A oto, jak szwedzcy wieśniacy  mieszkańcy małych miasteczek (z zamiłowaniem do motoryzacji, osobliwie do leciwych amerykańskich samochodów marki chevrolet) radzą sobie z niesprzyjającą zimową aurą:




smak
Tu należy sięgnąć do naszej dawnej, acz wspólnej historii. Otóż dawno, dawno temu nasi północni sąsiedzi, jako mieszkańcy surowych ziem, nie mieli u siebie do jedzenia nic zbyt efektownego. Podczas zimy (trwającej przez większą część roku, zanim dochrapali się globalnego ocieplenia) mogli liczyć jedynie na wychudzone krowy, tudzież inną kopyciznę, zatęchłą mąkę i skisłe jagody. Sami przyznacie, że nawet Sułtan Rozkoszy Podniebienia Brillat-Savarin nie umiałby upichcić z takich składników nic smakowitego. Wygłodzeni Szwedzi łakomie więc spoglądali na mlekiem, miodem i zbożem płynące polskie ziemie - nic dziwnego więc, że po pewnym czasie przypomnieli oni sobie o swych wikińskich korzeniach.

"W zawodzie Wikinga najbardziej cenię sobie gwałcenie i rabowanie"
- mawiał Leif Erikson

Wkrótce potem miał miejsce niejaki Potop Szwedzki. Wojska szwedzkie zamiast walczyć, rzuciły się na przepyszne polskie jedzenie - zżerając wszystko w zasięgu wzroku, łącznie z tłustymi świnkami, dorodnymi kurami oraz dachem chlewika. W końcu nie zostało już zbyt wiele do zjedzenia, więc szwedzki król Karol X Gustaw stwierdził, że już się tak nie bawi i wraca do domu, do Szwedzkiego Kucharza, który obiecał mu przyrządzić klopsiki mięsne (köttbullar) w kolorach narodowej flagi. Od tamtych czasów polskie słowo "smak" w języku szwedzkim oznacza dokładnie to samo, co u nas. Wcześniej Szwedzi tego pojęcia nie znali.

Karol Gustaw nr porządkowy X wraca do domu (kluczowa scena pomiędzy 00:30 a 01:14):



Szwedzki Kucharz przygotowuje köttbullar dla miłościwego pana:





I to by było tyle na dziś.
W następnym odcinku: czym się różni Szwedzki Kucharz od Borga i czy każdy Szwed ma ogon.

4 komentarze:

  1. zapomniałaś o gównie, ciastkach i mackach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cichej, o szurwach, ciastkach i mackach będzie kolejnym razem - muszę stopniować napięcie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szwedzki Kucharz jak asymiluje to potem wydala a jak Borg asymiluje to już nie wydala :D

    OdpowiedzUsuń