6 lipca 2009

Dlaczego "Wolverine" sobie nie porządził...


Ponieważ ślinotok chwilowo;) został zatrzymany, zabieram się za kontynuację dyskursu wewnętrznego na temat jednego z ostatnich tworów X Muzy, która przed zabraniem się do pracy zapewne balowała przez tydzień.

"Wolverine", bo o nim właśnie mowa, jak może zorientować się co bystrzejszy czytelnik tego tekstu, do najlepszych filmów nie należy, ale nie jest taki zupełnie tragiczny, jak tego spodziewałam się po złowieszczych recenzjach oraz opiniach krewnych i znajomych Królika, oraz co bardziej Illuminowanych Person (buzi, Der reD).

Przede wszystkim - jak mówi jeden ze starożytnych koanów chińskich mędrców - punkt widzenia zależy od punktu leżenia. W skrócie, zależy z jakim nastawieniem udajemy się na film. Ameryki nie odkrywam tym stwierdzeniem, ale jest ono szczególnie istotne przy okazji tego partykularnego filmu. Albowiem (nie mylić z "WTEM!"), rzecz ma się następująco...



Jak oglądać "Wolverine'a", żeby film nam się podobał:

  • MIEĆ AMNEZJĘ.
    Należy zupełnie zapomnieć o wszystkim, co wiemy z komiksów (szczególnie z "Wolverine: The Origin"), a także przymknąć oko na wydarzenia z filmów X1-X3 i nie wnikać za bardzo w szczegóły i to, co działo się w tzw. międzyczasie.

  • BYĆ KOBIETĄ.
    (Względnie - pomyśleć o zmianie płci). Jeśli widz jest nadobną niewiastą, istnieje o wiele większa szansa na pochlebną opinię (*mrrr*). Są mięśnie, przystojni panowie, przystojni nie-do-końca-ubrani panowie, nieco głębszych elementów, niż jednolita rąbanka... UWAGA! Możemy, drogie panie, nieco ząbkami zgrzytać na sposób przedstawienia kobiet w filmie (nielicznych, zresztą).


*Mrrr*, nic dodać, nic ująć.

  • ZREDUKOWAĆ SWOJE IQ.
    ...najlepiej do poziomu pelargonii +5 lub goryla;) Wtedy nie bierzemy pod uwagę beznadziejnych dziur, nieciągłości i fabularnych bezsensów, które nawtykali scenarzyści, będący najwyraźniej na tej samej tygodniowej balandze co X Muza, w dodatku będący pod wpływem silnych dragów, które wpływają na pamięć. Zdecydowanie ujemnie, rzecz jasna.

  • NIE ZWRACAĆ UWAGI NA EFEKTY SPECJALNE.
    Tajemnicą poliszynela, już od czasu "wycieknięcia" wersji roboczej filmu jest fakt, że CGI ssają w tym filmie na potęgę. Ale przez te 2 godzinki możemy przecież poudawać, że nie pamiętamy zdobyczy ostatnich 20 lat w dziedzinie efektów specjalnych w filmach, jeśli bardzo się napniemy.



A teraz czas na słów kilka weryfikujących moje niestety częściowo zawiedzione nadzieje z TEGO POSTA:

  • Hugh Jackman aka Wolverine, a także nieoczekiwanie Liev Schreiber jako Sabretooth - tutaj się nie zawiodłam. Liczyłam na kawał dobrego aktorstwa (i mięcha!) i nie zawiodłam się co do obu panów. Trzymają poziom i bardzo dobrze wychodzi im granie w tandemie (co zresztą było już widać w "Kate i Leopold", do którego to filmidła słabość posiadam, Jackman jako XIX-wieczny dystyngowany szlachcic, Schreiber jako nieco fajtłapowaty, zakręcony naukowiec z XXIw.). Fizycznie bardzo pozytywnie się obaj prezentują (zgadnijcie, które sceny przypadły mi do gustu najbardziej i dlaczego właśnie ucieczka Logana z tajnego labu). Plus "firmowa" scena Jackmana - niemal wilcze wycie nad ciałem ukochanej - uroczy pewniak (niestety chwyta za niewiescie serce jedynie przez 3 pierwsze filmy, potem powszednieje). Ubolewam jedynie nad tym, że Logan w filmie ma niewiele do powiedzenia (przez co zagranie postaci nie stanowi dużego wyzwania dla aktora kalibru Jackmana), nie ma co liczyć na zbyt błyskotliwe teksty i działania, postać została znacząco uproszczona. Co do Victora, to o dziwo - w porównaniu do X1-X3 - nabrał niespodziewanej głębi, do tego stopnia, że często manipuluje zachowaniami Wolverine'a... Pozostaje pytanie - kto ukradł mózg Sabretootha zaraz przed filmem X1?! Ogólnie, kreacja Sabre z tego filmu podoba mi się o wiele bardziej. Mam tylko jedno zastrzeżenie, gdy widzę twarz Schriebera, mam nieodparte wrażenie, że w odwiedziny przyszedł misiowaty wujaszek, który dla żartów dokleił sobie ząbki i pazurki, nadal jednak chętnie da się przytulić i podrapać za uszkiem. Krwiożerczość: ZERO.







  • WEAPON X - porażka. Liczyłam na więcej Deadpoola - zawiodłam się, poza udanym początkiem filmu zabrakło jego charakteru i ciętych ripost, a absurdalna poczwara-niemowa ze snu dwunastolatka nie zasługuje w ogóle na żaden komentarz. Przynajmniej aktora całkiem znośnie dobrali. Reszta zespołu i ogólnie cała otoczka - migające kartonowe postaci, mające tylko ładnie wyglądać w tle. Być może była to próba umieszczenia "smaczków" dla fanów komiksów, ale... żenująco nieudana. Spuszczam zasłonę milczenia na liczne niezgodności z komiksami i sposób przedstawienia całej historii pracy zespołu, który nagle stał się patriotycznie amerykański.






  • GAMBIT - tu już lepiej, trochę lalusiowaty i kartonowy (liczyłam na silniejszy akcent i większą zawadiackość postaci), ale przynajmniej było go widać w filmie przez nieco dłuższy czas, niż pięć sekund. Szkoda, że został użyty jako prymitywny Deus ex Machina w finale i jako mało sensowny przerywnik w kilku innych momentach. Ponadto - tu jeden z nielicznych plusów dla twórców - efekty specjalne odnośnie jego supermocy są naprawdę niezłe.
  • Gambit, jaki jest, każdy widzi.


  • Harry Gregson-Williams - tutaj duży plus. Bardzo dobrze broni się ilustracja muzyczna filmu, pan o malowniczych inicjałach HGW nie zawiódł audiofilów. Muzyka wciąga nieco klasyczniej już od pierwszych taktów "Logan Through Time" (plus miłe dla ucha chóry), kompozytor nie boi się też łapania za przywodzące lekko na myśl chwyty muzyczne, jakie słyszeliśmy w Matrixie w chwilach walki. Nie brak też momentów lirycznych przy okazji pojawienia się postaci Kayli i cięższych, niepokojących, riffów gitarowych. Dobra, różnorodna ścieżka dźwiękowa, do której nieraz na pewno będę wracać. Co ciekawe - brak muzycznych odniesień do muzyki poprzednich filmów oraz znanej melodii przewodniej z filmów animowanych.


  • Hollywood - wybuchy są, niewyjaśnione i spektakularne skoki po wysokich obiektach - jest, brawurowa jazda/latanie na wypasionych maszynach - też jest, dobrze dopracowane wizualnie sceny walk - oczywiście. Hollywoodzkość się jak najbardziej obroniła. Na plus filmowi policzyć też mogę bardzo dobrze zrealizowaną czołówkę z Loganem i Victorem na polach bitew przez wieki. Szkoda wielka, że film jest bardzo nierówny: pierwsza połowa filmu zachęca do dalszego oglądania, a potem nagle jakość spada na przysłowiowy łeb, obrażając co krok inteligencję skołowanego widza.






PODSUMOWANIE, czyli jaki morał płynie z filmu:

  • Piszesz scenariusz - imprezuj i pij ile wlezie! Do dobrego tonu należy też wyjście do toalety w połowie pisania (które uskuteczniasz w trakcie imprezy, wsparty na udzie ponętnej koleżanki, z którą właśnie czegoś się nawąchaliście) - gwarantuję, że zaraz ktoś podejdzie, zarzyga połowę właśnie napisanej sceny, albo dopisze coś swojego zupełnie z sufitu. Potem najlepiej jest oddać tekst producentowi, który leży pod stołem czule obejmując pustą butelkę Laprohaiga. Producent zapewnie się ocknie w któryms momencie i dopisze coś jeszcze, myląc kolejność, treść i zapominając o fabule oraz tematyce filmu. WAŻNE! Jeśli za dużo wiesz o realiach, albo - brońcie bogowie! - czytałeś komiksy, daj do napisania kluczowe sceny filmu swojemu wujaszkowi-domorosłemu poecie, lub cioci chowającej stada kotów i pielęgnującej kapryfolium w ukochanym ogródku. Efekt murowany. Aha, byłabym zapomniała: na kacu wytargaj z gotowego scenariusza losowo kilka kartek.


  • Jesteś producentem filmu i nie masz pieniędzy na CGI? - zatrudnij 6-letniego synka sąsiadki. Chłopczyk przynajmniej będzie miał zajęcie wypełniając pracowicie, z iście dziecinną inwencją narysowane kontury pazurów Wolverine'a kolorowymi kredkami za 10 zł (a jego mama będzie wniebowzięta, mając chwilę spokoju). Jeśli rzeczona sąsiadka potomstwa nie posiada, idź do ZOO i wynajmij od nich szympansa w zamian za obietnicę wsparcia finansowego. Kup szympansowi kredki świecowe za 5 zł. Byle dużo, na wypadek, gdyby był głodny.

  • Walczysz z kimś - bądź efektowny: wskocz na największy w okolicy komin. Najlepiej do tego celu przysłuży się pobliska elektrownia. Chociaż jesteś zmęczony, pamiętaj: warto się wspiąć na najwyższy z kominów, chociażby miało to trwać pół godziny. Mięśnie popracują, zmęczysz się bardziej, będzie łatwiej przeciwnikowi. UWAGA! Koniecznie poczekaj na zachód słońca przed przystąpieniem do nawalanki. To wszystko nie ma zupełnie żadnego sensu, ani uzasadnienia fabularnego, ale przynajmniej będzie bardziej malowniczo.

  • Wierz we wszystko, co mówią Ci Twoi wrogowie. Uwierz, gdy Zły Wojskowy Z Ponurą Miną mówi, że chce jedynie Twego dobra i wysyła Cię na niebezpieczną misję. Żyłeś z kobietą przez 6 lat, uwierz gdy inny facet mówi, że ona Cię zdradziła. Łykniesz też bez problemu, gdy Ci powiedzą, że to Ty zabiłeś JFK. że W końcu i tak jesteś tylko pionkiem w ich ponurych knowaniach. MUHAHA.


  • Dwa Mordercze Słowa: Hopsa-sa i Kosi-Łapci. Musisz się wprawiać w skakaniu i testowaniu swoich "pazurków" z adamantium. Skakanie wychodzi najefektowniej, jeśli wskakujesz na przypadkowo przelatujący w okolicy helikopter. Aaa, boisz się, że gdy wbijesz pazury, one przetną wszystko na wylot, a Ty spadniesz na ziemię? Nie bój się, nic Ci się nie stanie, durny scenarzysta i reżyser nad Tobą czuwają. Pamiętaj tylko, by w zupełnie bezsensownych momentach wysuwać całe pazury i bez powodu demolować domy gościnnych staruszków.


  • Jesteś kobietą? - Bądź Złą Przedszkolanką From Outer Space. Kochaj faceta przez lata, ale go zdradź, w końcu musisz pasować do memu "bo to zła kobieta była". Nawet, jeśli chciałaś ratować swoją rodzinę, i tak jesteś zła. Ale jest na to rada, po prostu noś bardzo obcisłe ciuszki - wszystko zostanie Ci wybaczone. UWAGA! Noś staniki conajmniej o jeden rozmiar za małe, faceci to lubią. Kogo obchodzi, że Twój biust się deformuje i wygląda, jak litera "B"? Ważne, że się "wylewa" w strategicznych miejscach ;)


Mam złudną niestety nadzieję, że amerykańscy twórcy filmów wezmą przykład z "Wolverine'a" i wyniosą z niego naukę dla siebie - jest to bowiem klasyczna recepta na zepsucie bardzo dobrze zapowiadającego się dzieła srebrnego ekranu. Płacz i zgrzytanie zębów...


1 komentarz:

  1. A mi się akurat podobał Gambit, a nie Logan czy Sabre. Ale ja jestem tym typem, co leci na Deppa, zarost "na muszkietera" i generalny przerost stajla :D

    PS. Brak możliwości kopiuj/wklej jest przerażająco uciążliwe, kiedy nie da się skomentować anonimowo a nie pamięta się haseł do tych wszelakich dziwnych kont wymienionych w poniższej liście... >_>

    OdpowiedzUsuń