9 czerwca 2011

Kosmaty słowniczek szwedzko-polski, cz. 3

Choć językiem szwedzkim włada ok. 9 mln ludzi, rozwinął się on w twór logiczny, precyzyjny i bardzo ekonomiczno-ergonomiczny.

W końcu taki archetypowy Wiking płynący drakkarem do domu po letnim łupieniu, rabowaniu i sami_dobrze_wiecie_czemu_jeszcze był zmęczony po miesiącach ciężkiej i stresującej pracy. W dodatku woda pitna i zapasy jedzenia kończyły się, a zima nadciągała....



Zmarzniętemu i wygłodniałemu wojownikowi nawet na myśl nie przyszło plotkowanie z wiosłującymi kamratami o kolorach nieba, czy wdziękach słowiańskich bądź frankońskich branek. Oj, nie. Każdy siedział na swojej ławeczce i dzielnie wiosłował ostatkiem sił, czasem tylko coś pomrukując, w rodzaju "Björn, w lewo", "Tryggve, kierunkowskaz". Przecież spieszyło im się do domów - do jędzowatej Gunilli, co umiała jednym ciosem rozszczepić świniaka lub do Leny o obfitych wdziękach, która znana była z oryginalnych sposobów na rozłupywanie orzechów... i męskich czerepów. Z takimi kobietami nawet krwiożerczy Wiking nie śmiał dyskutować.
Nawet dziś istnieją jeszcze żyjące przykłady legendarnej skandynawskiej małomówności. Podobno mieszkańcy północnej Szwecji wypowiadają średnio 5 słów dziennie (w tym 2 mruknięcia oznaczające:  1. "Dzień dobry, dziś znów spadł śnieg, widziałem tropy łosia." oraz 2. "Dobranoc, jutro wstaję wcześnie, ponieważ idziemy z Henrikiem na polowanie."). Natomiast Norwegowie z północy poszli na całość i są w stanie wypowiedzieć 1 słowo dziennie ("JEŚĆ!").

Ale wróćmy do tematu. Przykładowo jeśli jesteś Szwedem i danego dnia spóźniasz się do pracy, dzwonisz do szefa i mówisz: "Będę dziś trochę później, Leif"; szef na to: "OK" i na tym rozmowa się kończy. Polak, czy Węgier nie przepuściłby natomiast okazji do wyjaśnienia ze szczegółami, używając przy tym zdań wielokrotnie złożonych z kilkoma stopniami podrzędności (które każdego Szweda przyprawiają o zawrót głowy), że ukochany kanarek szanownej babuni dostał kataru i konieczny był natychmiastowy zakup odpowiedniego syropu w jedynej otwartej o 6.00 rano aptece w okolicy (gdzie mimo istnienia  pięciu okienek otwarte jest tylko jedno, w dodatku z gigantyczną kolejką spowodowaną faktem, że pani kierownik apteki szkoli nową pracownicę)...
Jeśli ktoś natomiast spróbuje rozmawiać z rzeczonym Szwedem o pogodzie, a szczególnie o śniegu - znajdzie się w straszliwym niebezpieczeństwie. W języku szwedzkim występuje kilkanaście słów opisujących różne typy śniegu oraz pokrywy śnieżnej. Nie wierzycie? Proszę bardzo: http://sv.wikipedia.org/wiki/Sn%C3%B6 .

A teraz, zgodnie z tradycją, kilka nowych i wesołych słówek:


kruka

W mrokach dziejów zaginął powód, dla którego Szwedzi twierdzą, że doniczki są krukami. Albo na odwrót... Tego faktu nie da się jednak ukryć, więc za każdym razem z obawą spoglądam na moje ślicznie ukwiecone donice balkonowe zastanawiając się kiedy przemienią się w czarnoskrzydłe zwiastuny śmierrrci i pożżżżogi, serwując mi znienacka sceny godne filmu Hitchcocka...






macka

Głodny? Proszę, oto macka. Smacznego!
Spokojnie, to tylko kanapka, a nie wizja rodem z koszmarów właściciela restauracji z frutti di mare. Chociaż... ciekawe, jakby to smakowało... jacyś chętni? ;)







Ponieważ zrobiło się smakowicie, opisy nazw ciast i słodyczy szwedzkich pozostawiam na później, bo ich nazwy kojarzą się zgoła mniej apetycznie...

2 komentarze:

  1. 1 2 3 test ;)

    Polak opowie, bo inaczej dostanie zjebe i nagane wpisana do akt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Test działa :)

    A co do kultury pracy, to o różnicach możnaby napisać opasłe tomiszcze, niestety.

    OdpowiedzUsuń